Licealiści pomagają młodszym, czyli rozmowa z przedstawicielami projektu „Li czy? My”

Warto pomagać innym – zwłaszcza, jeśli posiada się wiedzę, którą można się podzielić. Taka idea leży u podstaw projektu „Li czy? My” organizowanego przez uczniów krakowskiego liceum w ramach olimpiady Zwolnieni z Teorii. O tym, skąd wziął się pomysł na projekt, jakie działania zostały w ramach niego podjęte oraz co organizatorzy z niego wynieśli, porozmawialiśmy z trzema przedstawicielkami zespołu – Hanną Żurek, Mariam Baghdasaryan oraz Martą Muskus. Serdecznie zapraszamy do lektury i odkrycia, w jaki sposób licealiści pomagają młodszym rocznikom.

Joanna Kaleta: Skąd wziął się pomysł na projekt pod taką interesującą nazwą?

Hanna Żurek: Pomysł narodził się w mojej głowie, kiedy w ostatnie wakacje myślałam o tym, w jaki sposób przygotowywałam się do konkursów przedmiotowych. Doszłam do wniosku, że brakowało mi wówczas pomocy z zewnątrz, zwłaszcza od kogoś w moim wieku, z kim mogłabym mieć partnerską relację, a nie taką, jaka funkcjonuje na linii nauczyciel – uczeń (obarczoną dystansem i często wywołującą stres). Napisałam wówczas do mojej koleżanki Zany Iwan i razem zebrałyśmy zespół do stworzenia projektu w ramach olimpiady.

Marta Muskus: W ramach projektu prowadziliśmy zajęcia dla uczniów ostatnich lat szkoły podstawowej z pięciu przedmiotów: matematyki, fizyki, chemii, biologii i języka angielskiego. Naszym celem było przygotowanie ich do kuratoryjnych konkursów przedmiotowych. Zajęcia odbywały się raz – dwa razy w tygodniu w zależności od przedmiotu, a w ramach części przedmiotów organizowane były zajęcia dodatkowe dla osób, które były zainteresowane większym rozwojem wiedzy (np. pod inną olimpiadę niż kuratoryjna). Przekazywaliśmy nie tylko wiedzę twardą, ale także dzieliliśmy się naszymi doświadczeniami i dawaliśmy wskazówki, w jaki sposób najlepiej przygotować się do konkursu. Staraliśmy się również nastawić uczniów w odpowiedni sposób – tak żeby nie mieli w stosunku do siebie zbyt dużych oczekiwań i czuli się swobodnie zarówno na lekcjach, jak i podczas konkursu. Chcieliśmy, żeby wiedzieli, że mają wiedzę, ale jeśli „coś nie pójdzie”, to nic się nie stanie.

JK: Zbudowanie tego poczucia, że jak zawalisz olimpiadę, to nic się nie stanie, jest bardzo ważne. Skończyłam gimnazjum czy liceum już dawno temu, ale również startowałam w olimpiadach przedmiotowych i pamiętam, że gdy raz nie udało mi się przejść do finałowego etapu, prawie się załamałam. Potrzebowałam sama znaleźć w sobie motywację, że warto spróbować jeszcze raz. Udało mi się, ale faktycznie brakowało mi osoby, która by mnie przekonała, że „nic się nie stało” – bardzo się więc cieszę, że wy o tym wiecie i staracie się to przekazać. Czy w waszym zespole wszystkie osoby są olimpijczykami?

Mariam Baghdasaryan: Tak, wszyscy braliśmy udział w olimpiadach w podstawówce (jesteśmy z rocznika, który już nie chodził do gimnazjum), ale większość z nas startowała w konkursach również w 1 klasie liceum. Teraz jesteśmy uczniami 2 klasy.

JK: Czyli możecie wykorzystywać doświadczenia już z dwóch poziomów – podstawówki i liceum. Jak wyglądał sam start projektu, w jaki sposób udało wam się dotrzeć do uczniów, którzy korzystali z prowadzonych przez was zajęć dodatkowych?

MB: Na początku szukaliśmy chętnych głównie wśród młodszego rodzeństwa czy kuzynostwa naszych znajomych. Później wysyłaliśmy maile do różnych szkół podstawowych z prośbą o to, by nauczyciele powiedzieli na lekcjach o naszej inicjatywie. Dodatkowo w ramach akcji „Zaproś mnie na swoją lekcję” byliśmy obecni na lekcjach szkół z całej Polski – przedstawialiśmy nasz projekt, a uczniowie zgłaszali chęć uczestnictwa.

JK: Wszystko organizowaliście online, prawda?

MM: Tak, od samego początku zakładaliśmy, że wszystko będzie się odbywać zdalnie. Przewidywaliśmy, że jeśli wrócimy do szkoły na lekcje stacjonarne, to nie potrwa to długo, więc przygotowywaliśmy się do prowadzenia zajęć online.

JK: Jakie było zainteresowanie waszym projektem?

HŻ: Na pewno większe na początku niż pod koniec, ale z czasem na każdym przedmiocie ukształtowała się stała grupa beneficjentów projektu. Nagrywaliśmy również nasze lekcje, żeby ci, którzy nie mogli wziąć w nich udziału, mieli możliwość zapoznania się z nimi w późniejszym czasie.

JK: Na pewno możliwość powrotu do nagranych zajęć przyda się uczniom, gdy zaczną naukę w liceum i te zagadnienia będą powtarzane. W jak dużym zespole pracujecie?

MB: Działamy w 10 osób – każdy przedmiot ma po 2 osoby, które są odpowiedzialne za przygotowanie i przeprowadzenie zajęć. Z kolei zapisanych na zajęcia mamy około 200 osób, z czego część brała udział w lekcjach kilku przedmiotów.

JK: Taka chęć uczenia się u osób ze szkół podstawowych na pewno może cieszyć. Efektem waszych zajęć było to, że poszczególne osoby osiągały sukcesy w poszczególnych olimpiadach przedmiotowych?

HŻ: Tak, ale nie tylko taki był cel naszego projektu. Myślę, że bardziej dumne jesteśmy z tego, że osoby, którym się nie udało przejść któregoś etapu, dalej uczęszczały na zajęcia (myślę tak na pewno ja i koleżanka, z którą prowadziłam zajęcia z chemii). Właśnie to chcieliśmy osiągnąć w ramach projektu – pokazać, że fajnie jest się uczyć dla samego uczenia się, a nie tylko po to, by wygrywać olimpiady.

JK: Bo nie jest tak, że zawsze się uda wygrać – a wiedza przecież nigdy nie zniknie. Czy macie takie doświadczenia, że w trakcie konkursu powinęła wam się noga? Możecie się opierać na swoich negatywnych doświadczeniach?

HŻ: Ja tak miałam z chemią – zarówno w liceum, jak i w 7 klasie, kiedy konkursu dla podstawówek stricte nie było. Udało mi się za to w 2 klasie liceum oraz w 8 klasie szkoły podstawowej. Dzięki temu potrafię wesprzeć osobę po porażce i przekonać, że warto próbować znowu.

JK: W jaki sposób przygotowywaliście się do przekazywania wiedzy? Wybierając treści, kierowaliście się zagadnieniami konkursowymi?

MB: Ja prowadziłam matematykę wraz z Maksem Wdowiarzem-Bilskim i na początku stworzyliśmy listę tematów, które chcieliśmy omówić. Oparliśmy się z jednej strony na naszych doświadczeniach (pod kątem tego, czego nam brakowało z podstawówki i czego musieliśmy się nauczyć sami), a z drugiej na tematach konkursowych. Staraliśmy się odhaczyć każde zagadnienie wymienione w programie olimpiady. Z kolei w przypadku części praktycznej wybieraliśmy wszystkie zadania dotyczące danego zagadnienia z arkuszy konkursowych ze wszystkich poprzednich edycji i wspólnie z uczniami je rozwiązywaliśmy.

JK: Jak wam się podobało uczenie w formie zdalnej? Podejrzewam, że było to spore wyzwanie.

MB: Na pewno nauczanie zdalne nie jest łatwe, ale też bardzo ułatwiło nam realizację projektu, ponieważ nie musieliśmy myśleć o konieczności wynajęcia sali, zaproszeniu uczniów czy ograniczeniu się do Krakowa. W trakcie zajęć korzystaliśmy z tabletów graficznych i był to dobry sposób prowadzenia zajęć.

HŻ: Ja się starałam wprowadzać doświadczenia na zajęciach z chemii – na ile byłam w stanie przy pomocy różnego rodzaju materiałów i przygotowanych przeze mnie w warunkach domowych eksperymentów. Zawsze lepiej coś zobaczyć nawet na Zoomie, niż tylko przeczytać w książce.

MM: W przypadku angielskiego wprowadzaliśmy w temat, tłumacząc skrótowo zagadnienia gramatyczne, a później rozwiązywaliśmy z danego tematu zadania. Jest też książka, która ściśle przygotowuje do konkursu kuratoryjnego, więc na niej się opierałyśmy, tworząc zadania dla naszych uczniów.

JK: A jak wyglądała kwestia zaangażowania osób w zajęcia? Zgłaszały się do zadań, były aktywne czy napotkaliście problemy w tym zakresie?

MM: Zależało to tak naprawdę od dnia i osoby. Jak się pojawiła jedna osoba, która się odzywała, to jakoś reszta robiła się od razu śmielsza. Ale trzeba było reagować na bieżąco, odchodzić od tematu, rozmawiać w luźny sposób, by uczniowie się odstresowali i chętniej odpowiadali na ponownie zadane pytanie.

JK: Można stwierdzić, że poza przygotowaniem merytorycznym musieliście też wejść w rolę nauczyciela, który mówi do „czarnych kwadratów” na monitorze. Jak się w tym odnaleźliście?

HŻ: Ja doszłam do momentu, że jak skończyłam zajęcia, to zaczęło mi ich brakować i poczułam tęsknotę za moimi uczniami. Myślę, że projekt był miłym doświadczeniem zarówno dla mnie, jak i, mam nadzieję, dla nich. Dla mnie to doświadczenie dodatkowo okazało się bardzo pouczające, ponieważ zauważyłam, że rzeczy, które dla mnie są oczywiste, dla wielu mogą być problematyczne. Zaczęłam też inaczej patrzeć na określone zagadnienia.

MM: Bardzo ciężko się prowadzi zajęcia bez możliwości zobaczenia reakcji oraz mimiki uczniów. Prowadzenie zajęć w takich warunkach sprawiło, że częściej włączam kamerę na zajęciach w szkole, by nauczyciel widział, z kim pracuje.

MB: Ja też zaczęłam się częściej odzywać na zajęciach w szkole i poczułam się bardziej komfortowo z używaniem kamerki. Zrozumiałam też, jak dużo pracy ma nauczyciel i ile wysiłku wymaga od niego właściwe przygotowanie do zajęć – wcześniej tego nie widziałam.

JK: Czy czujecie, że prowadzenie zajęć w jakiś sposób was rozwinęło?

MB: Ja zaczęłam lepiej tłumaczyć – a przynajmniej mam takie wrażenie. Ciężko się tłumaczy komuś coś, co dla ciebie jest oczywiste – należy pojąć, że ktoś naprawdę może tego nie rozumieć, i starać się wytłumaczyć daną kwestię od samych podstaw.

JK: Pewnie też łatwiej zaczęło ci przychodzić wypowiadanie własnych myśli, co na pewno przyda się w dorosłym życiu.

MM: Mam podobną refleksję co Mariam. Pracując nad tym, w jaki sposób wytłumaczyć kwestie dla mnie proste i oczywiste, zaczęłam lepiej rozumieć zagadnienia, patrzyć na nie w inny sposób. Więc nie tylko nasi uczniowie się uczyli – my także. Myślę też, że nabrałam większej śmiałości w kontakcie z obcymi ludźmi – konieczność rozmawiania i przebywania z nimi, utrzymywania przyjaznej atmosfery w trakcie zajęć były dla mnie na początku naprawdę sporym wyzwaniem.

HŻ: Ja z kolei nauczyłam się bardziej kontrolować chaos. Na samym początku, jeśli sobie dokładnie nie wypisałam w punktach, co mam zamiar powiedzieć na zajęciach, to w moich wypowiedziach pojawiał się bałagan, musiałam wracać do zagadnień, robił się mętlik. W połowie roku zauważyłam, że to punktowanie nie jest mi już potrzebne, a moje wypowiedzi stają się coraz bardziej składne.

JK: A jak przeżywaliście pierwsze prowadzone przez siebie zajęcia? Było sporo stresu?

MB: Zdecydowanie! Przygotowałam sobie na pierwsze zajęcia listę rzeczy, o których chcę powiedzieć, i z tego stresu całkowicie o niej zapomniałam. Ale z czasem zaczęłam bardziej improwizować i ten stres się zmniejszył.

HŻ: Ja już miałam pewne doświadczenia z nauczaniem indywidualnym w ramach projektu Klinika Matmy (jako nauczyciel), więc to mi chyba dało więcej pewności siebie i sprawiło, że nie odczuwałam takiego stresu.

MM: Ja się stresowałam, że będę miała problemy z wymową, powiem coś źle albo że osoby, z którymi się spotkam na lekcjach, będą lepiej mówiły po angielsku ode mnie. Ale to były jedynie takie irracjonalne obawy, które się nie spełniły.

JK: Zdarzyło wam się popełnić błędy merytoryczne w trakcie zajęć?

MM: Kilka razy popsułam wymowę, ale chyba nikt na to nie zwrócił uwagi. Jesteśmy tylko ludźmi i mogą nam się zdarzyć pomyłki.

MB: A ja się bardzo często myliłam w obliczeniach, ale na szczęście na bieżąco byłam poprawiana, co sprawiało, że wiedziałam, że ktoś mnie słucha. Można więc powiedzieć, że błędy miały swoje plusy.

JK: Myślę, że to popełnianie błędów też ułatwiało komunikację z uczniami – pokazywało, że nie jesteście wiele starsi od nich i popełniacie błędy tak jak każdy – nie jesteście alfą i omegą. Olimpiady się już skończyły, prawda? Czy to koniec waszego projektu?

MB: Ja przeprowadziłam jeszcze dodatkowe zajęcia pod kątem egzaminu ósmoklasisty z matematyki. Maks na prośbę uczniów przerobił trudniejsze zagadnienia z materiału licealnego.

MM: Moje zajęcia również się dalej odbywają – w ramach przygotowania do egzaminu czy samej nauki w liceum, żeby ułatwić uczniom start. Dopóki będzie zainteresowanie, dopóty będę prowadzić zajęcia.

HŻ: My z Zaną podzieliłyśmy naszą grupę z chemii na dwie mniejsze. Jedna z nich przygotowuje się już do olimpiady na poziomie licealnym, a druga – do nauki w liceum w klasie chemicznej.

JK: A co w przyszłym roku?

HŻ: Wciąż myślimy, jak to będzie wyglądało. Nie zamykamy tematu, ale jeszcze nie podjęliśmy decyzji, czy projekt będzie kontynuowany.

JK: Na sam koniec chciałam zapytać, z czego jesteście najbardziej dumni w ramach realizacji projektu?

MM: Bardzo nas cieszy to, że moglibyśmy być częścią sukcesu niektórych osób, które w mailach nas informowały o zdobytym tytule i dziękowały za zajęcia – otrzymaliśmy bardzo pozytywny feedback. Miła jest również świadomość, że ludzie chcą się dalej uczyć i rozwijać.

MB: My z Maksem jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, że mogliśmy wytłumaczyć obcym osobom to, czego sami dowiedzieliśmy się dopiero w liceum – czujemy, że przyszłe pokolenie będzie mądrzejsze od nas. Nasi uczniowie to też nowe znajomości, co zawsze jest bardzo cenne.

HŻ: Jak już wcześniej wspomniałam, najbardziej mnie cieszy to, że udało mi się pokazać, że warto się uczyć i że chemia jest piękna.

JK: Bo uczenie jest piękne – i tą myślą warto zakończyć naszą rozmowę. Chapeau bas dla was za to, że poświęcacie swój czas, żeby pomóc innym osobom się rozwijać i osiągać sukcesy. Bardzo wam dziękuję za rozmowę, bardzo miło się słuchało o waszej inicjatywie.

MB: My również bardzo dziękujemy.

Rozmawiała Joanna Kaleta



„Edukacją i dialogiem kreujemy rzeczywistość”