Miej na siebie pomysły, czyli kilka słów o tym, że wcale nie musisz mieć na siebie planu

Ktoś mi kiedyś powiedział, że z szukaniem własnej drogi życiowej jest jak z szukaniem miłości – znajdziesz ją, kiedy przestaniesz szukać. Może jakieś małe ziarno prawdy w tym stwierdzeniu jest, ale jednak łatwiej nie chodzić na randki niż nie planować kolejnego kroku w życiu. Jakie studia? Jaka praca? Jakie języki? Jaki obszar? Jakie dziedziny ze sobą połączyć? Co da mi zarówno satysfakcję zawodową, jak i finansową? W czym się odnajdę? Już od liceum na temat tego, „co chcę w życiu robić”, z każdym kolejnym rokiem  zamiast wiedzieć więcej – wiedziałam jedynie coraz mniej.

Kiedy prawie 5 lat temu stałam przed wyborem swojego pierwszego kierunku studiów, od wszystkich wokół słyszałam dużo propozycji: przede wszystkim prawo, może psychologia, może języki albo dziennikarstwo, edytorstwo, filologia polska z uwagi na sukcesy w olimpiadzie z języka polskiego w liceum oraz potoczne „lubię pisać”. Nie będąc przekonaną do żadnego z tych kierunków (i nie chcąc ulegać wszechobecnej presji), zdecydowałam się na wyjście z własnej strefy komfortu (chociaż wtedy wychodzenie ze strefy komfortu jeszcze tak bardzo w modzie nie było), opuszczenie rodzinnego Krakowa (mimo marzenia o studiowaniu na UJ, które we mnie tkwiło od małego) i rozpoczęcie studiów na kierunku wzbudzającym powszechne zainteresowanie – kryminologia na WPiA Uniwersytetu Gdańskiego. Wierzyłam, że studia będące połączeniem prawa i psychologii, czyli dwóch interesujących mnie dziedzin, są idealnym wyborem. Niestety kończyłam je z przekonaniem, że zmarnowałam 3 lata życia i z jeszcze większym zamętem w głowie pod względem tego, w którą stronę dalej iść. Ale musiałam podjąć decyzję.

Decyzja, jaką podjęłam, oznaczała rozpoczęcie studiów na dwóch kierunkach i różnych uniwersytetach – i było to spore wyzwanie. Przez 2 lata kursowałam między centrum Krakowa, gdzie mieści się Uniwersytet Ekonomiczny i zajęcia na stopniu licencjackim z europeistyki, a Ruczajem, gdzie z kolei mieści się piękny kampus Uniwersytetu Jagiellońskiego, ale niestety jest to na samym końcu miasta. Spełniłam swoje marzenie o studiowaniu na UJ, broniąc w tym roku tytuł magistra z zarządzania w sektorze publicznym i pozarządowym. Skąd w ogóle pomysł na takie kierunki studiów, kompletnie niepołączone z moim pierwszym tytułem? Włączenie się w działalność w organizacji studenckiej na studiach w Trójmieście pokazało mi inną drogę rozwoju. Po 3 latach miałam za sobą bycie liderem ponaddwudziestoosobowego zespołu, organizację projektów lokalnych, ogólnopolskich, międzynarodowych, odbycie i przeprowadzenie szkoleń, pełnienie funkcji edytora. Działanie w stowarzyszeniu wzbudziło moje zainteresowanie szeroko pojętym zarządzaniem – przede wszystkim zarządzaniem projektami i rozliczaniem projektów unijnych – i ukierunkowało moją dalszą ścieżkę rozwoju. Niestety wciąż nie widziałam siebie jako osoby na rynku pracy.

Wszystko się zmieniło, gdy w zeszłym roku zaczęłam pierwszą pracę. Była to zwykła praca studencka w firmie szkoleniowej. Szefowa w pierwszym dniu pracy zapytała, co lubię robić, w czym się czuję dobra. Wspomniałam, że lubię pisać i przychodzi mi to z łatwością. I się zaczęło – artykuły na bloga, posty na konta firmowe w social mediach, redakcja tekstów na stronie internetowej. Sama z siebie zaczęłam wówczas rozwijać wiedzę marketingową, której podstawy nabyłam na studiach z zarządzania – i przepadłam. Im więcej czytałam i się dowiadywałam, tym bardziej sobie uświadamiałam, że tak, to może być naprawdę to. Wcześniej miałam do czynienia z marketingiem, ale było to dla mnie kompletnie niewidoczne.

Czasem wystarczy, że ktoś ci da szansę czegoś spróbować i tak przez przypadek odkrywasz swoje powołanie. Ja potrzebowałam na to studiowania kilku kierunków, rozpoczęcia pierwszej pracy, działania w organizacji studenckiej oraz uwierzenia w to, że mogę się utrzymywać z pasji, jaką jest pisanie. Od dziecka kochałam pisać, ale nigdy nie myślałam, że będę chociaż próbować robić to zawodowo, bo przecież zewsząd słyszałam, że „z pisania nie da się wyżyć”. Pamiętaj, że czasy się zmieniają. Osoby z lekkim piórem przy całej działalności firm w social mediach i na stronach internetowych są obecnie bardzo pożądane na rynku pracy (wiem, bo codziennie przeglądam oferty). I radzą sobie. Z pasji można wyżyć, trzeba tylko przestać pytać „czy”, a zacząć pytać „jak”.

Pasja to coś cudownego i na pewno na jej poszukiwania warto poświęcić czas. W moim życiu dużo rzeczy zdarzyło się przez przypadek – tak samo było z odkryciem i zakochaniem się w pole dance. Na zajęcia trafiłam z czystej ciekawości. Po 3 latach bardzo regularnych treningów wiem, że chcę w przyszłości być instruktorką tego pełnego wyzwań sportu, chociaż czeka mnie bez wątpienia bardzo długa droga do osiągnięcia celu. Ale to tylko jedna z wielu rzeczy, która mi chodzi po głowie.

Projektowanie graficzne, programowanie, projektowanie ubrań, rozliczanie projektów unijnych, nauka norweskiego – uświadomiłam sobie, że ciekawią mnie naprawdę różne obszary i chciałabym ich wszystkich w życiu spróbować. Wiem, że nie wszystkie przypadną mi do gustu, wiem, że nie we wszystkim będę dobra. Ale wiem też, że dopóki nie spróbuję, to się nie przekonam.

O czym świadczą moje przeżycia w trakcie studiów? Przede wszystkim o tym, że nie musisz wszystkiego wiedzieć od razu – nie musisz mieć na siebie tzw. „planu”, nawet jeśli ci się wydaje, że wszyscy wokół go mają. Zaakceptowanie tej części ciebie, która „jeszcze nie wie”, jest naprawdę bardzo trudną sztuką – ja potrzebowałam na to 5 lat. 5 lat temu pod względem kariery, życia studenckiego, zawodowego – mimo 20 lat na karku – byłam zagubiona jak dziecko we mgle, któremu na dodatek ktoś zasłonił oczy. Bardzo mnie bolało to, że nie wiem, co chcę w życiu robić. Teraz? Wciąż nie mam na siebie planu, ale mam na siebie mnóstwo pomysłów.

Zmieniłam sposób myślenia. Obecnie myślę, że moja niewiedza to tak naprawdę ogromna szansa. Szansa, żeby robić rzeczy różnorodne. Szansa, żeby się rozwijać w przedziwnych kierunkach i znajdować połączenia między nimi. Szansa, żeby moje życie zawodowe było po prostu ciekawe. Zmieniłam sposób myślenia, zaakceptowałam swoje ograniczenia i zaczęłam brak planu na siebie traktować nie jako przeszkodę, ale możliwość. I wtedy zobaczyłam otwierające się przede mną ochoczo liczne drzwi.

W jakim jestem momencie? Po 5 latach studiów mam wrażenie, że zaczynam od nowa, bo szukam stażu, pracy, szansy w obszarze, którym się nigdy nie interesowałam. Łapię pierwsze zlecenia copywriterskie, buduję portfolio. Uczę się. Czy mi się uda? Zobaczymy. Czy długo będę pracować w tym obszarze? To też się dopiero okaże. Nie wywieram na sobie presji – daję sobie czas. Bo zrozumiałam, że wcale nie zmarnowałam okresu studiów. To, co przeżyłam i czego się nauczyłam, zostanie ze mną na zawsze i, kto wie, może kiedyś naprawdę się przyda. Ja w każdym razie w to wierzę.

Niewiedza może być bardziej zachwycająca niż to, co sobie zaplanujemy. Zaakceptuj tę część siebie, daj sobie czas, otwórz szeroko oczy… I zobaczysz naprawdę cudowne rzeczy. W życiu chodzi bowiem o to, żeby ciągle próbować – tylko w taki sposób jesteśmy w stanie poznać siebie, poznać świat i odnaleźć swoje powołanie. Więc nie bój się złapać tego wiatru w żagle i zobaczyć, gdzie Cię on poniesie. Możliwe, że zbłądzisz, popłyniesz nie tam, gdzie trzeba – ja to wielokrotnie zrobiłam. Ale tylko dzięki moim błędom i pomyłkom jestem w miejscu, w którym czuję, że powinnam być, chociaż na pewno nie jest ono doskonałe. Pamiętaj, że sam trzymasz swój ster i w każdym momencie, bez względu na sztormy i przeszkody, możesz skręcić w innym kierunku, w stronę innych możliwości, które Cię nieustannie otaczają. To perspektywa, którą warto nauczyć się zauważać. Mam nadzieję, że też ją odkryjesz i przekonasz się tak jak ja, że brak planu może oznaczać mnóstwo pomysłów i być dobrym sposobem na życie. 

Powodzenia we wchodzeniu w dorosłość.

Joanna Kaleta

Wieczny Poszukiwacz Własnej Drogi



„Edukacją i dialogiem kreujemy rzeczywistość”